Dorota Marzec
  • Główna
  • O mnie
  • Życie
  • Relacje
  • Motywacja
  • Instagram
  • Kontakt

Gdy zastanawiam się jaki jest mój ulubiony sposób wypoczywania, z dumą myślę sobie, że jestem w tym temacie bardzo elastyczna. Mogę pojechać na bardzo aktywne wakacje, jak i na leżenie nad basenem. W góry i nad morze. Pod namiot i do pięciogwiazdowego hotelu. Zawsze uważałam to w sobie za dużą zaletę. Ja po prostu umiem się dostosować do osoby, z którą jadę. Sprawa nie jest jednak taka prosta kiedy mam się zastanowić jaki jest MÓJ sposób wypoczywania.

Żeby to ustalić cofnijmy się więc w czasie. Zapraszam Was w letnią podróż po moich wakacyjnych przygodach.

Jako dziecko wakacje spędzałam głównie u chrzestnych na wsi. I muszę przyznać, że te wakacje miały wszystko czego potrzebowałam. Były bajki na VHS, gotowana kukurydza, domki na drzewie, hamak i papierówki. Mogłam czytać książki, aż zastał mnie świt, jeść popcorn na noc i popijać colą w puszce ostre czipsy. Gumy kulki kupowało się na sztuki, a ubrania dziurawiło na wspinaczkach na drzewa. Upalne dni spędzaliśmy w basenie, a deszczowe grając w gry na komputerze. Te wakacje były pełne przyjaźni, śmiechu, beztroski i cudownej swobody. Najchętniej w tej wakacyjnej podróży zostałabym już w tym miejscu. Wspomnienie wakacji na wsi to najbezpieczniejsza i najmilsza myśl.

Jednak jako dziecko, miałam też drugą bezpieczną destynację. Podobno dzieci lubią rutynę. Zdecydowanie ja lubiłam. Od drugiego roku życia, co roku rodzice zabierali mnie i starszego brata nad jezioro pod namiot. Co to były za wakacje! Sierpień pachniał sosnowym lasem i czystym jeziorem. Po zimnych nocach w śpiworach przychodziły poranki pełne rosy na trawie. Smakowały herbatą z cytryną z wody gotowanej w garnku i świeżymi drożdżówkami z lukrem. Poranki zamieniały się w upalne południa spędzane w piasku nad jeziorem. Przegryzane lodami i chrupkami, w których można było znaleźć tatuaże utrwalane wodą z jeziora. Chodziliśmy na grzyby, jagody i kajaki. Graliśmy w ping ponga, piłkarzyki i karty. To nie był głośny kurort pełen automatów i cymbergaja. Śmiech, odgłos piłki i gitary to najgłośniejsze co można było usłyszeć.
Wieczorami graliśmy całą czwórką w remika i jedliśmy chałwowe wafle.

Takie wakacje miały jednak swój kres. Sama nie wiem, w którym momencie pojechałam tam z rodzicami po raz ostatni. Nikt nie myśli o tym na co dzień, ale wszystko musi się kiedyś skończyć. Nigdy nie wiesz, który wyjazd będzie tym ostatnim. Tak więc przeminęły beztroskie lipce na wsi i rodzinne sierpnie w lesie nad jeziorem.

Pojawiły się za to kolonie w górach albo nad morzem. Nowe znajomości, więcej atrakcji. Niedługo potem obozy zastąpiły letnie rekolekcje. Lecz i ten sposób spędzania wakacji szybko miał swój kres.

Niedługo potem miałam pożegnać coś takiego jak wakacje na dobre.

Pamietam swoje ostatnie długie wakacje. To było po pierwszym roku studiów, ale już wtedy wiedziałam, że drugiego roku nie rozpocznę. Ostatnie wolne lato spędziłam więc na szukaniu pracy i sposobu przeprowadzki na drugi koniec kraju. Teraz żałuję, że w ogóle nie cieszyłam się i nie doceniałam tego czasu. Ale nigdy nie wiesz kiedy robisz coś po raz ostatni. Tak jak ja nie miałam pojęcia, że lata takiego jak to, już nie będzie. Dlatego zamiast skupiać się na tym co mam, ja robiłam wszystko żeby to zmienić. Niech mi ktoś odda tamto lato.

Ten beztroski czas jednak nigdy już nie wrócił. Od tamtej pory wakacje stały się zupełnie innym terminem. Były już jedynie letnimi miesiącami, w których to inni mieli wolne. Każde lato odtąd przyszło mi już spędzać w pracy.

Wakacjami zaczęłam więc nazywać krótki wyjazd urlopowy. Bo przecież nawet dwa tygodnie to nie jest „długi” urlop. Spędzałam je w różny sposób. Raz przeszłam trasę z Porto w Portugalii do Santiago de Compostella w Hiszpanii. Pieszo. Bywałam też nad morzem, ale raczej nie w sezonie. W góry praktycznie już nie jeżdżę, a już na pewno nie na prawdziwe górskie wędrówki. Pod namiot tym bardziej.

W zasadzie urlopy najczęściej spędzam zwiedzając miasta. Trochę odpoczywając, trochę oglądając zabytki. Lubię ten sposób. W tym momencie życia daje mi równowagę, której potrzebuję „na wakacjach”.

Lubię też powroty. Ze wstydem przyznam się, że czasem czekam na nie jeszcze podczas wyjazdu. Powroty do domu mają w sobie coś z takiego odsapnięcia po męczącym wysiłku. Dom kojarzy mi się, ze spokojem, bezpieczeństwem, z miejscem, w którym nic złego się nie dzieje, w którym na wszystko jestem przygotowana. W łazience czekają na mnie moje pachnące kosmetyki, można zrobić świeże pranie, a w zamrażarce są lody.

Ale gdybym miała wrócić do pytania z pierwszego akapitu o mój ulubiony sposób wypoczywania to nie podałabym tego, który najczęściej zdarza mi się praktykować. Zdecydowanie najbardziej chciałabym odpoczywać mając 7 lat na wakacjach na wsi. Nie czuć senności o 22, ale móc czytać ciekawe książki do 4 nad ranem. Czuć tę swobodę całego dnia, miesiąca i życia przed sobą. Wierzyć, że mogę wszystko co chcę - spędzić dzień w basenie, zbudować bazę, albo oglądać Piratów z Karaibów. Nie martwić się inflacją, wojną i kryzysem. Dlatego gdybym się miała zastanowić czego chcę od życia to właśnie tego. Mieć całe lato przed sobą. 

 

Ten tekst powstał rok temu. Dzisiaj, kolejny rok terapii później, takie sytuacje są mi już obce. Po trzech latach terapii nie boję się już, że umieram. A przynajmniej nie w ten sposób. Postanowiłam jednak opublikować ten tekst, bo być może ktoś mierzy się z podobnymi epizodami lęku/stresu. Być może poprzez fakt, że mi się udało to przełamać sam znajdzie nadzieję. Być może zdecyduje się na terapię, jeśli będzie tego potrzebować, a może po prostu dowie się, że nie jest sam.

Pojawia się nagle. Z tym dziwnym uczuciem spięcia w okolicy żołądka. W jednej chwili wszystko jest ok, a w drugiej czujesz, że nie wiesz co będzie dalej. Spina się kark, a przez ciało przepływa najpierw uczucie zimna, a zaraz potem gorąca. Pocisz się, ale wcale nie jest ci gorąco, jest złowieszczo. Skronie spina skurcz, a gardło się zaciska. Zaczynasz myśleć o oddechu, ale każde myśli o oddychaniu sprawiają, że nie wiesz czy pamiętasz jeszcze jak się oddycha. Masz wrażenie, że twoje płuca nie napełniają się w pełni. Że każdy kolejny oddech napełnia twoje płuca coraz mniej. Że chcesz nabrać więcej powietrza, ale nie wiesz jak. Nie wiesz czy kiedykolwiek umiałaś. Zaczynasz się bać, że kolejnego oddechu nie będziesz już mogła wziąć. Że któryś z nich, za chwilę, będzie tym ostatnim, który nabierzesz.
To dzieje się w pracy. Wszyscy siedzą obok, zajęci pracą, może właśnie coś do ciebie mówią, czegoś chcą, Uśmiechasz się, odpowiadasz zdawkowo, tak żeby jak najszybciej skończyć tę wymianę zdań, bo wewnętrznie jesteś jednym wielkim niepokojem. Czujesz jak wszystko czym jesteś zwija się w niekształtną, ściśnietą kulkę. Ale udajesz, że nic się nie dzieje, że myśl o tym, że za chwilę nie będziesz mogła oddychać, wcale ci się nie przydarza. Nie w tej chwili. W tej chwili wszystko jest ok.
Wstajesz i postanawiasz zrobić kółko wokół biura, dwa razy. Oddychasz przy tym głęboko, próbując pamiętać o tym, że w którymś podcaście mówiono, że stymulacja nerwu błędnego pomaga się uspokoić. Oddychasz, więc tak żeby unosił się brzuch i masz nadzieję, że to kolejny stresujący moment i tak naprawdę wcale nie umierasz.

I nie umierasz. Układ przywspółczulny kolejny raz zadziałał, spełnił swoją rolę i uczucie niepokoju zaczęło się oddalać. Kolejny raz udało ci się „rozchodzić” stres. Oddech się uspokaja, guła w gardle się rozluźnia. Skronie przestają pulsować. Wkrótce i przepona odpuszcza. Minęło.

Od dwóch lat chodzisz na terapię, ale dalej nie wiesz czemu się pojawia. Chociaż mniej więcej wiesz, ale ta wiedza nie wyeliminowała tego uczucia. Zdawało Ci się, że jak wydasz kilka…naście tysięcy na terapię to już nigdy nie będziesz odczuwała niepokoju. Kto ci tak powiedział? Co kazało Ci przypuszczać, że nie będziesz mieć problemów, które masz? Nie wiesz tego. Ale nie chciałaś tego czuć. Nie chciałaś żeby wracało. Żeby czasem zatrzymywało cię w domu, tak, że nie byłaś w stanie wyjść do pracy. Żeby sprawiało, że czasem nie możesz przełknąć śniadania.

Ale nie pozbyłaś się tego na dobre. Przychodzi znienacka, jak cień zakrada się na twoimi plecami, by zaatakować, gdy jesteś słaba. Ale nie umierasz. Mimo, że właśnie tego się boisz. Umiesz już sobie z nim poradzić. Nie przejmuje nad tobą kontroli. Pojawia się, ale umiesz sprawić żeby zniknęło. I tak kulasz dzień za dniem nosząc w torebce bagaż niepokoju, który może cię zaatakować. Ale gdy atakuje, wygrywasz. Dzień po dniu. Przy wsparciu bliskich i poczuciu, że to mija. Wszystko mija. 

Nowsze posty Starsze posty Strona główna

O mnie

Chcę kiedyś spojrzeć wstecz i powiedzieć, że 'Napisałam dobrą historię'. Próbuję zrozumieć życie.

Obserwuj

Popularne

  • Czy dobrze jest się nie kłócić?
    Ostatnio ktoś mnie zapytał „Czy jak się nie kłócimy to dobrze, czy niedobrze?” . I chociaż większość swojej działalności w internecie opiera...
  • Co Ty chcesz w życiu osiągnąć?
    Znacie te wszystkie listy pod tytułem 30 rzeczy do zrobienia przed 30 ? Cóż, dzisiaj są moje ostatnie dwudzieste urodziny, trzydziestka zap...
  • Związek jest jak ogród
    Nie lubię określenia, że małżeństwo to jest ciężka harówka w polu, w pełnym słońcu. Moim zdaniem nie powinno tak być, choć czasem pewnie jes...
  • Moja wakacyjna przygoda
    Gdy zastanawiam się jaki jest mój ulubiony sposób wypoczywania, z dumą myślę sobie, że jestem w tym temacie bardzo elastyczna. Mogę pojechać...

Kategorie

  • Filozofia 3
  • Kłótnie 1
  • Motywacja 3
  • O mnie 2
  • Podróże 1
  • Polecane 3
  • Relacje 5
  • Ślub 2
  • Terapia 1
  • Wspomnienia 1
  • Życie 11

Kontakt

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

Obsługiwane przez usługę Blogger.

Archiwum

  • ►  2025 (1)
    • ►  lutego 2025 (1)
  • ►  2024 (2)
    • ►  sierpnia 2024 (1)
    • ►  marca 2024 (1)
  • ▼  2023 (4)
    • ▼  lipca 2023 (2)
      • Moja wakacyjna przygoda
      • Kilka słów o niepokoju
    • ►  maja 2023 (1)
    • ►  stycznia 2023 (1)
  • ►  2022 (12)
    • ►  listopada 2022 (2)
    • ►  października 2022 (6)
    • ►  września 2022 (1)
    • ►  sierpnia 2022 (3)
  • Strona główna

Copyright © Dorota Marzec. Designed by OddThemes