Mój wcześniejszy tekst odnośnie relacji Belli i Edwarda skupiał na pierwszym filmie i na tym jak źle jest napisana ta historia. Dzisiaj nie będę jednak próbować naprawiać tej historii jak niechcący wyszło to ostatnio. Dzisiaj powiem Wam dokładnie co i dlaczego jest z tą relacją nie tak, na przestrzeni całej sagi.
Nie potrafię traktować Edwarda jak nastolatka. Z jednej strony podoba mi się teoria, że Edward jest niedojrzałym gówniarzem, bo skoro umarł w wieku 17 lat to jego płat czołowy nie zdążył w pełni się rozwinąć. Ale skoro żyjesz ponad sto lat, nie scrollujesz internetu i nie śpisz, to masz mnóstwo czasu, żeby się rozwinąć, dojrzeć emocjonalnie i zdobyć jakieś minimum mądrości życiowej.
Edward jej nie zdobywa. Zdobywa za to mnóstwo cech przemocowca.
Gaslighting. Edward kwestionuje zdolność Belli do rozumienia rzeczywistości, której doświadcza. Bella widzi, że Edward ma zbyt dużo siły i szybkości. Kiedy go z tym konfrontuje - Edward najpierw zaprzecza. Ale kiedy ona nie odpuszcza, wypowiada zdanie: „nikt Ci nie uwierzy”. Chłopak marzenie.
Zaborczość. Edward nie jest opiekuńczy. Jest nadmiernie kontrolujący i zaborczy. Mówi jej gdzie i z kim może przebywać. Obserwuje ją. Podporządkowuje ją sobie, chce ją mieć na wyłączność. Zdania, które w większości do niej wypowiada nie są pytaniami. Są rozkazami. W którymś filmie nie pozwala jej nawet spotykać się z Jacobem. Odcina ją. Wielokrotnie decyduje za nią. Najlepiej wie co jest dla niej dobre i nawet nie zamierza tego tłumaczyć. Nie daje jej prawa do tego, żeby wiedziała co się dzieje. Nieraz ukrywa przed nią prawdę. A wszystko to odbywa się bez jej zgody.
Domyślnym sposobem rozwiązywania problemów przez Edwarda jest krzywdzenie ludzi. W pierwszym filmie przekonuje Belle, że jedyny sposób, żeby jej ojciec był bezpieczny to go skrzywdzić. Bella musi okłamać ojca, żeby nie groziło mu niebezpieczeństwo. Jak można ufać komuś kto namawia cię do krzywdzenia tego, kogo kochasz? Nawet nie próbując znaleźć innego rozwiązania. Dla Edwarda jest to pierwsze, najlepsze rozwiązanie.
Tę samą technikę stosuje również na Belli w drugim filmie. Chcąc ją chronić - zostawia ją, bez prawdziwej rozmowy o powodach. Mówi za to, że nie jest dla niego dość dobra. A to wszystko przebrane w przekonanie, że dzięki temu będzie mogła łatwiej o nim zapomnieć. Ale to nie jest łatwiejsze dla Niej. To jest łatwiejsze dla Niego. Ktoś kto przeżył już STO LAT powinien wiedzieć, że szczera i uczciwa rozmowa o problemach i relacji jest tym co powinien zrobić.
O tym, że Bella nie ma osobowości pisałam już wcześniej. Ale jej brak charakteru, wartości, zainteresowań czy planów nie jest tylko problem bycia nieciekawą postacią. Pustka życia Belli sprawia, że kiedy pojawia się w nim Edward - On staje się całym jej światem. Szczególnie widoczne jest to w drugim filmie. Brak jakiegokolwiek innego sensu sprawia, że kiedy Edward odchodzi - ona przez 3 miesiące siedzi na krześle. A także nocami krzyczy z rozpaczy. Wielokrotnie. Próbuje też niebezpiecznych zachowań, żeby poczuć obecność Edwarda, który nawet w jej własnych myślach jest kontrolujący. Jeździ z obcymi typami na motorach, skacze z klifu nie umiejąc pływać. Bella bez Edwarda topi się dosłownie i w przenośni.
I niestety problemem nie jest jedynie pokazanie takiej sytuacji i takiego uzależnienia jednej osoby od drugiej. Problemem jest ukazanie takiej relacji pozytywnie. Jako gestu wielkiej, rozpaczliwej, złamanej miłości.
Gdyby ta historia próbowała zdobyć się na jakikolwiek głębszy przekaz, w którym mówi: „nie możesz opierać swojej osobowości na chłopaku z liceum, musisz sama być kimś”, byłaby do zaakceptowania. Ale tego nie mówi. Bella nie odnajduje siebie. Nie przechodzi przemiany pochodzącej z wewnątrz.
Co szczególnie zapadło mi w pamięć, to to, że Bella nie planuje swojego ślubu i wesela. Najchętniej poszłaby do ślubu boso. I nie ma w tej chęci nic złego. Ale to tylko chęci, bo ostatecznie ze szpilek nie rezygnuje. Pozwala decydować innym jak ma wyglądać i zachowywać się na własnym ślubie. Nie pakuje swojej własnej walizki w podróż poślubną. Godzi się z tym, że to inni decydują co jest dla niej najlepsze.
Im więcej opisuję tę historię tym więcej szamba w niej widzę. Nie miałam wrażenia, że Bella szczerze chce brać ślub z Edwardem. Co więcej, kilkukrotnie sama o tym mówi. Bella chciała bliskości. Ale Edward miał osobliwą hierarchę wartości. Mordowanie ludzi było ok, ale seks przed ślubem już nie. Co bardziej osobliwe - Belli mniej przeszkadzało pierwsze niż drugie. Idą więc na kompromis, który polega na zrobieniu tego czego chce Edward.
Boleśnie ogląda się też dalsze sceny, w których Bella „prosi się” o bliskość nawet po ślubie. Jak zwykle jednak Edward wie lepiej i stara się ją chronić.
Tak naprawdę Bella zyskuje cień osobowości dopiero w ostatnim filmie, kiedy staje się wampirem. Jest to jeden z krótkich momentów, w których ta relacja nie przyprawia mnie o dreszcze. Wreszcie pojawia się pomiędzy nimi równowaga sił. Bella nie jest już niezdarnym popychadłem, ale silnym partnerem, który umie zadbać o siebie i chce zadbać o swoją rodzinę. Ale tak jak wspominałam, to nie jest przemiana wewnętrzna. Bella nie czerpie siły z tego, że dojrzała, coś zrozumiała, czegoś się nauczyła. To nie Bella się zmieniła, ale sytuacja.
Zmierzch i relacja Belli i Edwarda to nie jest historia o miłości. Mimo tego, że na sam koniec dobitnie próbuje przekonać o tym widzów wprost mówiąc: „bo ja cię tak bardzo kocham, nie to ja ciebie kocham”, ale brzmi jak nastolatkowie mówiący: ty się rozłącz, nie ty się rozłącz.
To historia o tym jak nastolatka wiąże się z wielokrotnie starszym, przemocowym typem, bo widzi w nim dobro. Bezpodstawnie ufa, że jej nie skrzywdzi i wraca do niego za każdym razem, mimo, że ją krzywdzi. Fizycznie i psychicznie. Być może wraca, bo jest tak piękny, a może wraca, bo wierzy, że jej miłość jest w stanie go naprawić i tylko ona jedna widzi w nim dobro.
Ale bolesna prawda jest taka, że w prawdziwym życiu miłość nikogo nie naprawia. Miłość nie wystarczy. Wiele kobiet doświadczających przemocy domowej widziało w swoich partnerach negatywne zachowania w stosunku do innych. Ale widziało dobre w stosunku do siebie. I mylnie założyło, że to, że On jest dobry dla mnie sprawi, że będzie dobry dla wszystkich. Naprawi go. Tylko, że to jest fałsz. W prawdziwym życiu dzieje się odwrotnie. Przemocowiec zwróci się w końcu z przemocą w kierunku tej, dla której jako jedynej był dobry.
I piszę o tym, bo Zmierzch jest kolejnym przykładem magicznej miłości, która zmieniła złamanego chłopca. Był przemocowy, był mordercą, ale z Bellą stał się idealnym mężem i ojcem. Wystarczyło, że Ona się zmieniła. A to jest jeszcze gorszy przekaz niż większość.

.png)