Dorota Marzec
  • Główna
  • O mnie
  • Życie
  • Relacje
  • Motywacja
  • Instagram
  • Kontakt

Mój wcześniejszy tekst odnośnie relacji Belli i Edwarda skupiał na pierwszym filmie i na tym jak źle jest napisana ta historia. Dzisiaj nie będę jednak próbować naprawiać tej historii jak niechcący wyszło to ostatnio. Dzisiaj powiem Wam dokładnie co i dlaczego jest z tą relacją nie tak, na przestrzeni całej sagi.

Nie potrafię traktować Edwarda jak nastolatka. Z jednej strony podoba mi się teoria, że Edward jest niedojrzałym gówniarzem, bo skoro umarł w wieku 17 lat to jego płat czołowy nie zdążył w pełni się rozwinąć. Ale skoro żyjesz ponad sto lat, nie scrollujesz internetu i nie śpisz, to masz mnóstwo czasu, żeby się rozwinąć, dojrzeć emocjonalnie i zdobyć jakieś minimum mądrości życiowej.

Edward jej nie zdobywa. Zdobywa za to mnóstwo cech przemocowca.

Gaslighting. Edward kwestionuje zdolność Belli do rozumienia rzeczywistości, której doświadcza. Bella widzi, że Edward ma zbyt dużo siły i szybkości. Kiedy go z tym konfrontuje - Edward najpierw zaprzecza. Ale kiedy ona nie odpuszcza, wypowiada zdanie: „nikt Ci nie uwierzy”. Chłopak marzenie.

Zaborczość. Edward nie jest opiekuńczy. Jest nadmiernie kontrolujący i zaborczy. Mówi jej gdzie i z kim może przebywać. Obserwuje ją. Podporządkowuje ją sobie, chce ją mieć na wyłączność. Zdania, które w większości do niej wypowiada nie są pytaniami. Są rozkazami. W którymś filmie nie pozwala jej nawet spotykać się z Jacobem. Odcina ją. Wielokrotnie decyduje za nią. Najlepiej wie co jest dla niej dobre i nawet nie zamierza tego tłumaczyć. Nie daje jej prawa do tego, żeby wiedziała co się dzieje. Nieraz ukrywa przed nią prawdę. A wszystko to odbywa się bez jej zgody.

Domyślnym sposobem rozwiązywania problemów przez Edwarda jest krzywdzenie ludzi. W pierwszym filmie przekonuje Belle, że jedyny sposób, żeby jej ojciec był bezpieczny to go skrzywdzić. Bella musi okłamać ojca, żeby nie groziło mu niebezpieczeństwo. Jak można ufać komuś kto namawia cię do krzywdzenia tego, kogo kochasz? Nawet nie próbując znaleźć innego rozwiązania. Dla Edwarda jest to pierwsze, najlepsze rozwiązanie.

Tę samą technikę stosuje również na Belli w drugim filmie. Chcąc ją chronić - zostawia ją, bez prawdziwej rozmowy o powodach. Mówi za to, że nie jest dla niego dość dobra. A to wszystko przebrane w przekonanie, że dzięki temu będzie mogła łatwiej o nim zapomnieć. Ale to nie jest łatwiejsze dla Niej. To jest łatwiejsze dla Niego. Ktoś kto przeżył już STO LAT powinien wiedzieć, że szczera i uczciwa rozmowa o problemach i relacji jest tym co powinien zrobić.

O tym, że Bella nie ma osobowości pisałam już wcześniej. Ale jej brak charakteru, wartości, zainteresowań czy planów nie jest tylko problem bycia nieciekawą postacią. Pustka życia Belli sprawia, że kiedy pojawia się w nim Edward - On staje się całym jej światem. Szczególnie widoczne jest to w drugim filmie. Brak jakiegokolwiek innego sensu sprawia, że kiedy Edward odchodzi - ona przez 3 miesiące siedzi na krześle. A także nocami krzyczy z rozpaczy. Wielokrotnie. Próbuje też niebezpiecznych zachowań, żeby poczuć obecność Edwarda, który nawet w jej własnych myślach jest kontrolujący. Jeździ z obcymi typami na motorach, skacze z klifu nie umiejąc pływać. Bella bez Edwarda topi się dosłownie i w przenośni.

I niestety problemem nie jest jedynie pokazanie takiej sytuacji i takiego uzależnienia jednej osoby od drugiej. Problemem jest ukazanie takiej relacji pozytywnie. Jako gestu wielkiej, rozpaczliwej, złamanej miłości.

Gdyby ta historia próbowała zdobyć się na jakikolwiek głębszy przekaz, w którym mówi: „nie możesz opierać swojej osobowości na chłopaku z liceum, musisz sama być kimś”, byłaby do zaakceptowania. Ale tego nie mówi. Bella nie odnajduje siebie. Nie przechodzi przemiany pochodzącej z wewnątrz.

Co szczególnie zapadło mi w pamięć, to to, że Bella nie planuje swojego ślubu i wesela. Najchętniej poszłaby do ślubu boso. I nie ma w tej chęci nic złego. Ale to tylko chęci, bo ostatecznie ze szpilek nie rezygnuje. Pozwala decydować innym jak ma wyglądać i zachowywać się na własnym ślubie. Nie pakuje swojej własnej walizki w podróż poślubną. Godzi się z tym, że to inni decydują co jest dla niej najlepsze. 

Im więcej opisuję tę historię tym więcej szamba w niej widzę. Nie miałam wrażenia, że Bella szczerze chce brać ślub z Edwardem. Co więcej, kilkukrotnie sama o tym mówi. Bella chciała bliskości. Ale Edward miał osobliwą hierarchę wartości. Mordowanie ludzi było ok, ale seks przed ślubem już nie. Co bardziej osobliwe - Belli mniej przeszkadzało pierwsze niż drugie. Idą więc na kompromis, który polega na zrobieniu tego czego chce Edward.

Boleśnie ogląda się też dalsze sceny, w których Bella „prosi się” o bliskość nawet po ślubie. Jak zwykle jednak Edward wie lepiej i stara się ją chronić.

Tak naprawdę Bella zyskuje cień osobowości dopiero w ostatnim filmie, kiedy staje się wampirem. Jest to jeden z krótkich momentów, w których ta relacja nie przyprawia mnie o dreszcze. Wreszcie pojawia się pomiędzy nimi równowaga sił. Bella nie jest już niezdarnym popychadłem, ale silnym partnerem, który umie zadbać o siebie i chce zadbać o swoją rodzinę. Ale tak jak wspominałam, to nie jest przemiana wewnętrzna. Bella nie czerpie siły z tego, że dojrzała, coś zrozumiała, czegoś się nauczyła. To nie Bella się zmieniła, ale sytuacja.

Zmierzch i relacja Belli i Edwarda to nie jest historia o miłości. Mimo tego, że na sam koniec dobitnie próbuje przekonać o tym widzów wprost mówiąc: „bo ja cię tak bardzo kocham, nie to ja ciebie kocham”, ale brzmi jak nastolatkowie mówiący: ty się rozłącz, nie ty się rozłącz.

To historia o tym jak nastolatka wiąże się z wielokrotnie starszym, przemocowym typem, bo widzi w nim dobro. Bezpodstawnie ufa, że jej nie skrzywdzi i wraca do niego za każdym razem, mimo, że ją krzywdzi. Fizycznie i psychicznie. Być może wraca, bo jest tak piękny, a może wraca, bo wierzy, że jej miłość jest w stanie go naprawić i tylko ona jedna widzi w nim dobro.

Ale bolesna prawda jest taka, że w prawdziwym życiu miłość nikogo nie naprawia. Miłość nie wystarczy. Wiele kobiet doświadczających przemocy domowej widziało w swoich partnerach negatywne zachowania w stosunku do innych. Ale widziało dobre w stosunku do siebie. I mylnie założyło, że to, że On jest dobry dla mnie sprawi, że będzie dobry dla wszystkich. Naprawi go. Tylko, że to jest fałsz. W prawdziwym życiu dzieje się odwrotnie. Przemocowiec zwróci się w końcu z przemocą w kierunku tej, dla której jako jedynej był dobry.

I piszę o tym, bo Zmierzch jest kolejnym przykładem magicznej miłości, która zmieniła złamanego chłopca. Był przemocowy, był mordercą, ale z Bellą stał się idealnym mężem i ojcem. Wystarczyło, że Ona się zmieniła. A to jest jeszcze gorszy przekaz niż większość.

Tęsknię za starym internetem. Za instagramem, w którym nic się nie ruszało. W którym pełno było prostych, kwadratowych zdjęć z nałożonymi filtrami. Kawa ze starbucksa, selfie. Książka i pończochy. Stary Instagram miał vibe wieczoru z zapaloną świeczką, w którym kolory się rozmywają, a kontury są nieostre.

Tęsknię za tym jak moi znajomi wrzucali zdjęcia tego co jedli na śniadanie, obiad czy kolację. Jak dodawali zdjęcia nieba i lekcji. Smutne czarno-białe selfie.

Tęsknię za instagramem, który nie rozregulowywał układu nerwowego. W którym nie było co scrollować godzinami.

Tęsknię za starym facebookiem. Za tym jak znajomi dzielili się tym jaka piosenka właśnie leci na ich playliście, a my naprawdę ją włączaliśmy i naprawdę jej słuchaliśmy. Tęsknię za smętnymi, albo mądrymi cytatami, po których można było zgadywać kto się z kim rozstał.

Tęsknię za statusami związku i dzieleniem się swoim życiem. Tęsknię za tym, że kiedy chciałeś wiedzieć co u znajomego ze szkoły - wszystko było na Facebooku.

Tęsknię za dzieleniem się swoimi pasjami w internecie. Kiedy ktoś z nas miał jakieś zainteresowania. Ktoś rysował, ktoś coś zbierał, ktoś był fanem star warsów. A stary internet był miejscem, żeby się tym podzielić. Tęsknię za internetem, który był narzędziem, a nie bezdenną machiną pożerającą każdą minutę naszego życia.

Tęsknię za blogami. Za listą zakładek, z blogami które naprawdę czytałam i na które regularnie wchodziłam sprawdzić czy nie pojawił się nowy wpis.

Tęsknię za pinterestem, który był tylko pięknymi obrazkami. W którym nie było reklam. W którym nic się nie ruszało.

Tęsknię za internetem, który był limitowany. Za internetem, który w telefonie był tylko w domu.

Tęsknię za internetem, w którym nie było treści AI. Tęsknię za tym, że ludzie sami pisali swoje treści. Tęsknię za tym, że mogłam obejrzeć jakiś śmieszny filmik bez zastanawiania się czy jest prawdziwy. Tęsknię za tym, że przerabianie zdjęć było dużo bardziej skomplikowane i nie tak powszechne. Tęsknię za tym, że ludzie nie kreowali sytuacji, które się nie wydarzyły.

Tęsknię za internetem, który miał swój koniec. Tęsknię za tym, że dało się doscrollować do końca. Do treści, które już się widziało. A potem można było daną stronę wyłączyć, bo widziało się już wszystko. Demotywatory, kwejki i komixxy - wszystkie te strony można było nadrobić i być na bieżąco. Z współczesnym internetem nie da się być na bieżąco.

Tęsknię za tym, że w starym internecie można było odszukać to co się przed chwilą widziało. Jeśli przez przypadek odświeżysz współczesny - stracisz to na zawsze. W starym internecie można było spokojnie do tego ‚doscrollować’.

Tęsknię za starym internetem, który nie był tak uzależniający. Za internetem, bez którego dało się żyć. Tęsknię za internetem bez algorytmów pokazujących wciąż to samo i to samo. Tęsknię za internetem, który nie wspierał tak bardzo powstawania baniek. Tęsknię za internetem, który przynajmniej z założenia miał łączyć świat, a nie dzielić.

Kiedy byłam nastolatką, Mama nie pozwalała mi oglądać Zmierzchu. Jako trzydziestolatka nie mam o to żalu, dlatego, że kiedy wreszcie go obejrzałam uznałam, że nie jest to najlepszy film dla młodej dziewczyny. Jednak z zupełnie innych powodów niż miała moja Mama. 

Z tą historią mam zasadniczo dwa problemy. Pierwszy jest taki, że jest po prostu źle napisana. Działania bohaterów nie mają sensu, postacie nie mają żadnej głębi, celów, motywacji, lęków, ani na dobrą sprawę cech osobowości. Bella jest ‚zwyczajna’, a Edward jest ‚piękny’. Nawet jak na targetowanych odbiorców w gronie gimnazjalistek - to jest za mało. 

Drugi problem jest jednak znacznie poważniejszy. Miliony widzów obejrzało ten film. Nie wiem ilu, ale na pewno sporej części się podobał. A nawet pomijając tragiczne pisarstwo - wzorce relacji głównych bohaterów są naprawdę fatalne. A chcąc nie chcąc, oglądanie szkodliwych wzorów modeluje szkodliwe zachowania. Mówienie, że‚ to jest tylko film i przecież każdy widzi jak to jest złe, jest tylko pobożnym życzeniem. Inna sprawa, że znalezienie pozytywnych wzorców relacji w filmach i książkach jest znacznie trudniejsze niż się zdaje. 

Nie da się omówić problemów w relacji Belli i Edwarda bez zwrócenia uwagi na to kim są bez siebie. Relacje nie rodzą się z próżni. Ich jakość jest wypadkową tego jacy ludzie je tworzą. 

A Bella jest tak bardzo nijaka jak tylko to możliwe. Nie ma żadnych zainteresowań, żadnego pomysłu na swoją przyszłość. Z jakiegoś powodu jest dobra w rozróżnianiu faz mitozy, ale nie wiemy dlaczego. Czy jest dobrą uczennicą, czy może ją to interesuje? Nie wiadomo. Nie interesują jej relacje z koleżankami, ani sukienki. W zasadzie nie interesują jej też książki. Chyba, że o wampirach. Chociaż nawet to nie jest prawdą, bo po kupieniu książki i tak szuka informacji w internecie. 

Bella jest też do bólu naiwna. I o ile bardzo starałam się jej to wybaczyć z uwagi na to, że ma przecież 17 lat, tak nie byłam w stanie, bo przekroczyła moje granice. 

W pewnym momencie, w pierwszym filmie Bella doświadcza dość niebezpiecznego incydentu, w którym otacza ją grupa mężczyzn. Z opresji oczywiście ratuje ją Edward pojawiając się znikąd swoim zabójczo szybkim volvo c30. Czy to zdarzenie w jakikolwiek sposób wpływa na główną bohaterkę? Oczywiście, że nie. Bella w 5 minut zupełnie zapomina, że omal nie padła ofiarą zbiorowego gwałtu. Co więcej, kiedy pare scen później Charlie proponuje jej gaz pieprzowy, ona zbywa to machnięciem ręki. Przecież jest zupełnie bezpieczna. 

Czy Bella dotąd żyła w kolorowej bańce, w której żadnej kobiecie nie stało się nic złego? O ile jakiś poziom naiwności można jej wybaczyć - w tym przypadku jej przejście do porządku dziennego wydaje się absolutnie nierealistyczne. 

A może właśnie taka musi być, żeby nie mieć żadnego problemu z Edwardem mówiącym jej, że w zasadzie jest mordercą.  

Co zaskakujące - Edward również nie ma zbyt wielu cech osobowości, czy zainteresowań. 

Edward jest za to stalkerem i nie ma w tym nic romantycznego. I po raz kolejny jest to głównie zarzut do autorki tej historii. Gdyby wykreować Forks na jakieś bardzo niebezpieczne miejsce i tym umotywować działania Edwarda - miałoby to sens. Albo jeszcze lepiej, Edward mógłby chcieć chronić Belle, bo kiedyś kogoś nie udało mu się uchronić. Tej głębi jednak nie ma. Edward obserwuje Belle jak śpi… bo lubi. Chodzi za nią i obserwuje… bo tak. Bo ona działa na niego jak narkotyk. Przypadkiem okazuje się, że jednak był potrzebny, bo Bella trafiła do ciemnej uliczki, co potwierdza, że jest jej potrzebny, nie wyjaśnia natomiast tego czemu był tam za pierwszym razem. 

Więc kiedy przychodzi nam oglądać ich interakcje - dzieje się dokładnie to co może się dziać kiedy spotykają się takie osoby. Nic. Nie zauważyłam w pierwszym filmie ani jednej sensownej interakcji pomiędzy głównymi bohaterami. Rozmawiają o pogodzie, wspominają o przeprowadzce i ponownym ślubie matki Belli, ale jedynie w suchych faktach. Nie ma tam żadnych emocji, nie ma tam żadnych przemyśleń. I o ile rozumiem, że Bella jest tą szarą myszką, która chce cierpieć w samotności, tak nie rozumiem Edwarda, który w ogóle o to nie pyta. 

Nie wiemy jakie są podstawy ich związku. Dlaczego właściwie tak bardzo się kochają, że oboje nie mogą bez siebie żyć. Edward chce być z Bella, bo… ładnie pachnie? Bella chce być z Edwardem, bo… jest piękny i błyszczy? 

I chociaż zauważyłam kilka scen, które pokazują, że ta dwójka jednak O CZYMŚ ROZMAWIA, to nie dowiadujemy się o czym, bo w tych momentach puszczono nam romantyczną fortepianową muzyczkę. Piękna relacja. 

Nie mam problemu z pokazywaniem toksycznych relacji, ba, nawet przyznaję, że uważam je za bardziej interesujące do oglądania. Nie mam też problemu z pokazywaniem niejednoznacznych relacji, w których dobre i szczere zachowania mieszają się z wątpliwymi, czy toksycznym. Mam jednak spory problem z pokazywaniem toksycznych relacji ubranych w kolorowy papierek romansu. Ogromne znaczenie ma też targetowany odbiorca takiego przekazu. Tutaj odbiorcami miały być nastolatki. I to nastolatki dostały jedną z najgorszych ekranowych relacji opakowaną w sugestię, że tak powinna wyglądać miłość. 

Dziwimy się później ofiarom przemocy domowej. Czemu się na to godziły? Czemu nie odeszły? A może nie wiedziały, że właśnie tak miłość wyglądać nie powinna. 

Piąty rok studiuję mediacje i negocjacje. Czy moje zainteresowania konfliktami międzyludzkimi czynią mnie ekspertką? Nie nazwałabym się tak. Ale mam kilka obserwacji o tym skąd konflikty się biorą, jak wybuchają, czego dotyczą i dlaczego przebiegają nie tak jak byśmy sobie tego życzyli. I wiem jedno. Nie spodoba Ci się ten tekst. 

Ludzie chcą być słuchani. 

Mam wrażenie, że odkąd prowadzę instagrama o konfliktach, ciagle mówię tylko o słuchaniu. A przecież nie tego chcą ludzie. W większości ludzie w ogóle nie chcą mieć konfliktów i najbardziej interesuje ich to jak ich uniknąć, a jeśli się pojawią to jak najszybciej zakończyć. I jak to zrobić, żeby ta druga osoba wreszcie zrozumiała o co mi chodzi. Żeby usłyszała to co do niej mówię, zrozumiała i wdrożyła w życie. Skoro raz coś mówię to chcę, żeby to było odnotowane i w przyszłości wykorzystane do pozytywnego zaspokojenia moich potrzeb. Minimalnie w analogicznych sytuacjach, maksymalnie to przetworzone, przeanalizowane na tyle, żeby ta druga osoba domyślała się o co chodzi mi także w innych. Nawet jeżeli uśmiechacie się teraz pod nosem, że wcale nie, przecież to brzmi absurdalnie, to właśnie tego chcecie. Żeby inni rozumieli bez słów. Problem natomiast polega na tym, że… 

Ludzie nie chcą słuchać.

Głównie dlatego, że to wymaga wysiłku. Albo dlatego, że nie umieją. A chęć nauczenia się wymaga wysiłku. I generalnie nie ma żadnej gwarancji, że od słychania innych sami cokolwiek skorzystamy. Chociaż zapewniam, że skorzystacie. 
Słuchanie innych, zwłaszcza takie, które jest empatyczne zakłada absolutne wyzbycie się egoizmu i myślenia o sobie. Nie wtrącania ani dobrych rad, ani przemyśleń, ani własnych analiz, ani nawet prób pomocy (która zwykle jest po prostu „dobrymi radami”). Słuchanie wymaga stwierdzenia i trwania w przekonaniu, że „ja teraz nie jestem ważny”. 
A takie stwierdzenie, mam pewność, że ludziom się nie podoba. 
Obserwuję co interesuje ludzi w tym co publikuję. Jakich treści szukają, co się najlepiej „klika”, co przykuwa uwagę i o co ludzie pytają w komentarzach. I interesują ich rozwiązania. (Tak naprawdę najbardziej interesują ich memy i śmieszne filmiki, ale na potrzeby tego tekstu pominę tę część mojej działalności.) Co zrobić, żeby przestać się kłócić, co zrobić, żeby się nie kłócić, co zrobić, żeby zakończyć kłótnie. Jak rozwiązać swoje problemy. I czuję, że mam odpowiedzi na te pytania, ale one się nikomu nie podobają. 

Ten prosty sposób sprawi, że ludzie będą cię słuchać. 
To fałsz. Ani ten sposób nie jest prosty, ani nikomu nie obiecam, że zadziała. Ale przedstawię go mimo to. 

Chcesz żeby ludzie Cię słuchali? Żeby rozumieli, respektowali i realizowali Twoje potrzeby? 

Krok pierwszy: 
Zrozum sam siebie. Posłuchaj samego siebie i usłysz to co się w tobie dzieje, co czujesz i czego potrzebujesz. Awantura o zostawienie brudnych naczyń w większości wcale nie jest awanturą o ten konkretny raz. Może być potrzebą odpoczynku, odciążenia, wsparcia, docenienia, wzięcia odpowiedzialności, i mnóstwo mnóstwo innych rzeczy.  
Odnoszę wrażenie, że wiele osób zatrzymuje się na tym kroku. Na instagramie widzę naprawdę ogrom treści przekonujących o tym jak ważne są „moje uczucia”. O tym, że trzeba stawiać siebie na pierwszym miejscu, że trzeba dbać o siebie, rozumieć siebie, o tym, że to ja jestem najważniejsza. Nie demonizuję ich całkiem. Głęboko wierzę w to, że naprawdę ogrom ludzi ma problem z wyrażaniem tego czego potrzebuje, z dostrzeżeniem tego w samym sobie, a co dopiero z komunikowaniem. To jest prawdziwy problem, warty uwagi. Jednak na tym droga się nie kończy. Bardzo łatwo jest ulec przekonaniu, że nic nikomu nie jestem winna, troszczę się tylko o siebie, kocham siebie i stawiam siebie na pierwszym miejscu. Tylko, że to jest dopiero pierwszy krok. 

Krok drugi: 
Zacznij słuchać innych ludzi. Tych wszystkich, którzy też stawiają siebie na pierwszym miejscu. A może raczej nie wszystkich. Ale tych, na których Ci zależy. Jeśli się z kimś kłócisz, musisz wiedzieć o co się kłócisz, ale kiedy już to wiesz, dowiedz się, czy ta druga osoba, kłóci się z Tobą o to samo. Bo może się okazać, że niekoniecznie.
Obserwuję często, że w konfliktach ludzie skupiają się na tym co dokładnie się wydarzyło, co doprowadziło ich do tej kłótni. Totalnie jest to droga do nikąd. Ludzka pamięć jest zawodna. Może nam się wydawać, że powtarzamy słowo w słowo to co zostało powiedziane, co doprowadziło do tej kłótni i że przecież mamy racje, bo to dokładnie doprowadziło do tej kłótni. Problem w tym, że to co doprowadziło jest zapalnikiem, a nie ładunkiem wybuchowym. Dlatego prawdopodobnie podczas tej kłótni o to co ją wywołało, możemy zmieniać fakty, dorzucać nasze emocje, przemyślenia, przekręcać słowa, tak aby „wygrać”. A tak naprawdę, nieudolnie chcemy przekazać co jest tym ładunkiem wybuchowym. I żeby on został dostrzeżony. Pytanie, czy my sami wiemy co nim jest. 

Dlatego mój wniosek jest taki, że kłótnia o zapalnik nie ma absolutnie żadnego sensu. Możesz dyskutować cały dzień i noc o tym co kto powiedział, ale jeśli nie masz z tego nagrania, to nie ma opcji, że ktokolwiek przyzna komukolwiek rację. 

Jak w takim razie z tego wybrnąć? Weź głęboki wdech, zastanów się o co tak naprawdę Ci chodzi, jaka jest twoja niespełniona potrzeba, albo co Cię zraniło i dlaczego Cię to zraniło. Zajrzyj wgłąb siebie i zastanów się na spokojnie, co chcesz żeby się teraz wydarzyło, co ma się zmienić. A kiedy już się nad tym zastanowisz.. posłuchaj drugiej osoby. 

Odłóż na chwilę swoje potrzeby i wejdź w buty drugiej osoby. Zapytaj ją „czego potrzebujesz?”, „co w moim zachowaniu było nie tak?”, „co mam zrobić?/zmienić?”. 

Już w głowie słyszę te odgłosy oburzenia. Jak to? To ja mam się zmieniać? Niedoczekanie!

Niekoniecznie. Masz posłuchać czego oczekuje od Ciebie druga osoba. To, że ktoś czegoś od ciebie chce wcale nie znaczy, że masz to natychmiast w sobie zmienić, i wasz problem się rozwiąże. Wręcz przeciwnie. Ale musisz wiedzieć czego ta druga osoba chce. A żeby to wiedzieć, musisz jej posłuchać. I kiedy już wiesz czego ty chcesz, i czego chce druga osoba. Wtedy możecie razem znaleźć rozwiązanie, które pomoże spełnić potrzeby obu stron. Bo o to chyba chodzi w relacjach, nie? 


Nowsze posty Starsze posty Strona główna

O mnie

Chcę kiedyś spojrzeć wstecz i powiedzieć, że 'Napisałam dobrą historię'. Próbuję zrozumieć życie.

Obserwuj

Popularne

  • Najgorsze ekranowe relacje - Zmierzch: Bella i Edward
    Kiedy byłam nastolatką, Mama nie pozwalała mi oglądać Zmierzchu. Jako trzydziestolatka nie mam o to żalu, dlatego, że kiedy wreszcie go obej...
  • Tęsknię za starym internetem
    Tęsknię za starym internetem. Za instagramem, w którym nic się nie ruszało. W którym pełno było prostych, kwadratowych zdjęć z nałożonymi fi...
  • 27 faktów o mnie na 27 urodziny
    Zawsze chciałam napisać tekst tego typu. Może lepiej by pasował, na 25, albo 30 urodziny, ale pierwsze były już dawno, a do następnych wierz...
  • Nie spodoba Ci się ten tekst
    Piąty rok studiuję mediacje i negocjacje. Czy moje zainteresowania konfliktami międzyludzkimi czynią mnie ekspertką? Nie nazwałabym się tak....
  • Idealna do ślubu
    Ilustracja: Agata Morzyk,  https://www.instagram.com/agata.morzyk/  Oglądaliście Przyjaciół ?  W czwartym sezonie jest taki odcinek, gdy R...
  • Świat zrobił się za szybki
    Kiedy prowadziłam poprzedniego bloga napisałam tekst o tym, że nie umiem w social media. Od tamtej pory minęły ponad cztery lata i ani ja, a...
  • Dorosłość, marzenia i maszynka do popcornu
    Na codzień jestem poważnym, dorosłym człowiekiem. Mam męża, porządek na biurku w pracy i odczytane maile. Regularnie podlewam kwiatki, sprzą...
  • Na pocieszenie powiem Ci, że… mam gorzej
    Znacie ten schemat? Przydarza Wam się jakieś trudne wydarzenie w życiu. Może być duże albo małe, to nie ma znaczenia, ważne, że w tym momenc...
  • Czy jestem tym kim jestem, czy tym kim chcę być?
    Mam wrażenie, że to pytanie w pierwszym wrażeniu, wydaje się bardzo filozoficzne. Ale tylko gdy patrzymy na jego pierwszą część, która brzmi...
  • To nieprawda, że najtrudniej jest zacząć
    Słyszeliście kiedyś o takim powiedzeniu, że „najtrudniej jest zacząć”?. To nieprawda. Gdyby tak było mielibyśmy naprawdę doskonały świat peł...

Kategorie

  • Fikcyjne relacje 2
  • Filozofia 3
  • Kłótnie 2
  • Motywacja 3
  • O mnie 2
  • Podróże 1
  • Polecane 5
  • Relacje 6
  • Ślub 2
  • Terapia 1
  • Wspomnienia 2
  • Życie 11

Kontakt

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

Obsługiwane przez usługę Blogger.

Archiwum

  • ▼  2025 (5)
    • ▼  listopada 2025 (4)
      • Najgorsze ekranowe relacje (odc. 2) - Zmierzch: Be...
      • Tęsknię za starym internetem
      • Najgorsze ekranowe relacje - Zmierzch: Bella i Edward
      • Nie spodoba Ci się ten tekst
    • ►  lutego 2025 (1)
  • ►  2024 (2)
    • ►  sierpnia 2024 (1)
    • ►  marca 2024 (1)
  • ►  2023 (4)
    • ►  lipca 2023 (2)
    • ►  maja 2023 (1)
    • ►  stycznia 2023 (1)
  • ►  2022 (12)
    • ►  listopada 2022 (2)
    • ►  października 2022 (6)
    • ►  września 2022 (1)
    • ►  sierpnia 2022 (3)
  • Strona główna

Copyright © Dorota Marzec. Designed by OddThemes